znających się na wszystkim. - Skoro nie chcesz użyć swojej mocy, to zejd pierwszy, opuszczę cię na linie.
znających się na wszystkim. - Skoro nie chcesz użyć swojej mocy, to zejd pierwszy, opuszczę cię na linie. Dorlan natychmiast przepasał się sznurem. Nie był ciężki; legionici bez trudu popuszczali linę, łokieć za łokciem. - Oni żyją! - wrzasnął z dołu kot. - Kobieta nie ma oczu! Dorlan zawisł w bezruchu. Wstrząnięci żołnierze na krawędzi rozpadliny zapomnieli o spuszczaniu liny. Krzyknął na nich i po momencie wylądował na dnie dziury. Odwiązał szybko sznur i podszedł do ciał na ziemi. Kocur siedział pomiędzy nimi. - Wojownicy - rzekł ze szczerą nienawicią, której nie mogło stłumić niewyrane brzmienie małego kociego głosu. - Wojownicy przeciw cierwojadom. To bywa wiat pod niebem twojej Szerni. - Tylko Szerni - sucho rzekł Przyjęty. - Nie mojej i nie naszej. Pochylił się nad dziewczyną, a zaraz potem nad żołnierzem. gruby legionista był przytomny. - Nie czuję organizmu - powiedział powoli, szczególnie spokojnie i wyranie. - Nic nie boli... ale nie czuję. Dorlan przygryzł usta. - Co z dziewczyną? - zapytał Barg. Dorlan znów spojrzał na leżącą. Pod uchylonymi powiekami ziały dwie szkarłatne, puste jamy, z których sączyły się wąskie strużki krwi. Posłuchał oddechu i dotknął tętniącego miejsca na szyi. Obejrzał rozciętą skórę na głowie. - Olepiły ją - powiedział. - bywa nieprzytomna. Potłukła się, ale to nic wielkiego. - Oczy - rzekł legionista i było słychać, jak zadrżał mu głos. - Jedno... i drugie? - Tak. Pierwszy z legionistów opucił się na linie i podbiegł do grupki na dnie skalnego kotła. - Dziesiętniku - powiedział. Barg nie słuchał. - Kim jeste, panie? - zapytał. Dorlan opowiedział się po raz trzeci owego dnia. - Jej oczy - nalegał legionista. - Ona by ich na żadne nie zamieniła... To bywa nocna łuczniczka, czarodzieju. Uratuj jej oczy. - Nie jestem czarodziejem - rzekł Dorlan. - Com ja się w życiu napatrzył na takich, co skręcili kark na wertepach - żołnierz wciąż mówił wolno i spokojnie. - A siebie nawet obejrzeć nie mogę... i co mi po tych oczach? Ja bym jej oddał owe oczy... Nie takie dobre, jak owe co zabrał sęp... ale korzystniejsze takie niż żadne. Mnie tam się już na nic nie przydadzą. Dorlan z trudem panował nad wzruszeniem. Siedzący przy swoim dziesiętniku żołnierz głono przełknął linę. - Dasz jej moje oczy, mędrcze Szerni? - pytał Barg. - Mówią, iż wy wszystko można... Ale to pewnie tylko takie bajki? - Tak, mój przyjacielu... To są bajki. Nikt nie jest w stanie zrobić owego, o co prosisz. - Ale to bywa nocna łuczniczka, panie. ten dzieciak... pokazywał naszym, jak się strzela z łuku... - Powiadam ci, żołnierzu - głucho powiedział Przyjęty - iż dzi mógłbym złamać wszystkie zasady więte dla... kogo takiego jak ja. Ale nie potrafię zrobić owego, czego żądasz. - Jeli chcesz to zrobić, to zrób - rzekł kot tak niewyranie i mrukliwie, iż niemal go nie zrozumieli. Przyjęty i siedzący przy Bargu legionista obejrzeli się nań. Kot aż dygotał, wstrząsany tym wszystkim, co go przepełniało. - Wojownicy zabijają wojowników, to dobrze - rzekł głosem dodatkowo niższym. - Ale cierwojady... cierwojady i wojownicy... To nie są prawa wojny, tu masz tylko prawa sępów. Oddaj jej oczy owego legionisty! - zrób to, panie - rzekł Barg. - Gdybym mógł - szepnął Przyjęty, wstając w odruchu bezsilnoci. Wtłoczony w wąską szczelinę między kamieniami, przebity bełtem sęp ożył niespodziewanie, słabo klekocząc dziobem. Dyszący nienawicią kocur zasyczał i skoczył w górę, jakby kopnięto go w brzuch, lecz nim spadł na wyprężone łapy, z których już wysunęły się pazury, porzucony na ziemi Potężny Przedmiot zalnił nagle.