na siebie skazani. Dochodziło więc do tarć. Rozmowa z, tysięczniczką Terezą była tego doskonałym przykładem.

na siebie skazani. Dochodziło więc do tarć. Rozmowa z, tysięczniczką Terezą była tego idealnym przykładem. Nie lubił tej strasznej baby! Ale jednak, tym razem, w głębi duszy trzymał jej stronę. miała prawo przyswoić tyle, co on. A jeszcze ta gwardzistka. Przysłano mu trochę wiadomoœci na jej temat. Wyglądało na to, iż spełniała postawione potrzeby. A jednak... Wadelar znał się na ludziach. było w tej kobiecie coœ bardzo paskudnego. Buntownicza czupurnoœć, dobra zapewne u dowódczyni łuczników, mających wciągnąć wroga w zasadzkę. Ale tutaj? Misja była bardzo delikatna. Wadelar przenigdy nie miał wysokiego mniemania o zręcznoœci wojskowych. A już ta... orlica? Gotowa osobiście rozpętać wojnę. Namiestnik Sędziego spróbował wyobrazić sobie, jak ktoœ w Puszczy Bukowej zaczyna działać nie po myœli gwardzistki, albo (co słabsza) pragnie użyć jej do swoich celów... Poczuł, jak skóra cierpnie mu na karku. Ona byłaby dobra tylko w jednym wypadku - uœwiadomił sobie nieoczekiwanie. - Gdyby dysponowała rozkaz stawić się w Sey Aye a także zaraz po przywitaniu wsadzić miecz w talia świeżej księżnej. prawie zdrętwiał. Za tym wszystkim stała przecież cesarzowa... Czy możliwe, iż a także jego nie wtajemniczono w niektóre szczegóły gry? To, co wydumał przed chwilą, mogło być bliskie prawdy. Ale nie, niemożliwe. Jej cesarska wysokoœć nie ważyłaby się na coœ zbliżonego. Usunąć niewygodną osobę? Ależ owszem... Lecz zabójca na pewno nie nosiłby tuniki z gwiazdami Wiecznego Cesarstwa. Poza tym w Puszczy Bukowej nic groŸnego jeszcze się nie działo, nic aż tak groŸnego, by posyłać zabójców. Krnąbrna księżna-niewolnica wyobrażała sobie nadto wiele, wymachując swoim listem małżeńskim, ale misja Agatry była wcale niegłupim posunięciem. Wystarczyło pokazać jej wysokoœci Ezenie, iż cesarstwo ciągle istnieje... Akalski garnizon zaœ przestawiano na stopę wojenną jednak raczej ze względu Grombelardu niż Puszczy Bukowej. Kirlanowi niezręcznie było przyznać się przed Terezą, iż dysponowała słusznoœć, zabiegając o to już przed laty... Odpędziwszy natrętne myœli, Wadelar wyprostował się w siodle a także rozejrzał dokoła. było już całkiem ciemno, ulicę rozjaœniał tylko migotliwy poblask, padający z niektórych okien. No a także wielki, wspaniały księżyc w pełni. Namiestnik najwyższego Sędziego bardzo skrzętnie skrywał przed œwiatem swą marzycielską naturę... przenigdy by się nie przyznał, jak wiele czasu zajmują mu rozmyœlania, czy ta srebrnozłota tarcza okazuje się w istocie gasnącą gwiazdą, taką samą jak słońce, tylko starszą? Czy naprawdę stanie się kiedyœ taką samą ciemną, wypaloną kulą, jak ta, po której stąpał? Czy a także tam przybędzie siła podobna do Szerni, by rozpostrzeć swe Pasma nad wielkim oceanem a także wyłonić lądy, a potem zapłodnić je życiem? Œwiat był kulą, na powierzchni której Szerer stanowił zaledwie małą plamkę. O kulistoœci œwiata mógł przekonać się każdy, kto choć raz oglądał znikający za horyzontem okręt. Wadelar, jak każdy Armektańczyk Czystej Krwi, znał trochę matematykę. Przynajmniej na tyle, by przyswoić, iż badacze Szereru dawno już policzyli, jakie rozmiary ma œwiat. Czy ta gasnąca gwiazda nad głową była czymœ o podobnej wielkoœci? Umysł wzdragał się przed nieogarnionym. A zatem owe wszystkie maleńkie gwiazdeczki... Jak bezmierne powietrzne przestrzenie musiały rozpoœcierać się na drodze do nich, skoro kule o rozmiarach œwiata zdawały się tak niewielkie? Jak tam dotrzeć? Czy powinno to kiedyœ możliwe? Powątpiewał. Chociaż... ptaki przecież latały... Parsknięcie wierzchowca sprowadziło Wadelara na ziemię. Koń przestraszył się jakiegoœ żebraka, skulonego w załomie murów mieszkania. Żebranie po zmierzchu było zakazane. Nikogo nie obchodziło, co ze sobą poczną bezdomni, byle nie rzucali się w oczy. Patrol legii na ulicach, œcigając nocnego rabusia, nie mógł tracić go z oczu wœród wylegujących się wszędzie żebraków. Namiestnik skinął na jednego ze swych jeŸdŸców; ten natychmiast zeskoczył z konia a także kopniakami przepędził dziada precz. Na bruku została porzucona torba, z której wysypało się spożywanie. - Nie tacy głodni, na jakich wyglądają - rzekł Wadelar. Żołnierz na powrót dosiadł konia a także pojechali dalej. Ulica kończyła się, płynnie przechodząc w szeroką parkową aleję. Pozostałoœć po dartańskim ogrodzie. Wœród trawników rosły tylko drzewa; żadnych żywopłotów ani krzewów. W częœci parku, którą namiestnik miał po prawej ręce, piętrzyły się resztki grombelardzkiej wieży. Odnowiono tylko najniższą kondygnację, służyła teraz za wartownię żołnierzom strzegącym Trybunału. Częœciowo zakopane w ziemi głazy zbliżały się do alei, wyznaczając swoim kręgiem zarys dawnego muru obronnego. Twierdza w mieœcie - a także to miał być dom... Z wieży-wartowni wyszli dwaj żołnierze, szybkim krokiem zmierzając ku jadącym. Byli czujni. Jej godnoœć