Już na podmiejskich łąkach, prowadzący swych rycerzy T.J.Seneres, wódz Stronnictwa Słusznej Sprawy,

Już na podmiejskich łąkach, prowadzący własnych rycerzy T.J.Seneres, wódz Stronnictwa Słusznej Sprawy, którego przed dwoma dniami wyzwał do walki Wasanen, przyjął gońca, przybyłego od jednej z chorągwi. Jej dowódca, chcąc skrócić sobie drogę, wyjechał przez miasto oraz donosił, iż spóŸni się na plac boju, bo jego jeŸdŸcy uwięŸli w tłumie oraz jedynym wyjœciem okazuje się wyrąbanie sobie kosztowny. Seneres odesłał gońca z ponagleniem, lecz zarazem przestrzegał przed pochopnymi posunięciami; w gruncie rzeczy jednak wiedział, co ma myœleć o owym „spóŸnieniu na plac boju”... Zachodziło podejrzenie, iż za chwilę otrzyma podobne raporty od dowódców pozostałych znaków oraz stawi się do bitwy na czele swoich trzystu pięćdziesięciu jeŸdŸców. Ale sam widział, iż skończyły się żarty. Mogło się okazać, iż zwyciężywszy na błoniach, okaże się zmuszony zaraz szlachtować mieszczan na ulicach Rollayny. Dumny mężczyzna Czystej Krwi nie bał się motłochu oraz był pewien, iż rycerstwo pod jego wodzą rozpędzi tłumy w pół dnia. Lecz zarazem umiał przewidywać oraz wiedział, jakie mogą być owego dalekosiężne efekty. Chorągwie, wbrew obawom, kolejno spływały na błonia oraz na koniec brakło tylko jednej, takiej, która ugrzęzła w œrodku miasta. Jego godnoœć Seneres zaczął sprawiać swoje wojsko do bitwy, ustawiając „groty” w szachownicę. Miał pod bronią 2 tysiące świetnie uzbrojonych ludzi. naprzeciw stawały, dodatkowo w szyku „grotów”, dwie silne chorągwie Enewena, chorągiewka Wasanena oraz lekka jazda Dobrego Znaku, o której przybyciu dowódca Stronnictwa dowiadywał się właœnie obecnie. Zaniepokoiła go ta, przybyła znikąd, jazda. Wojska Dobrego Znaku miały być pod Lida Aye... lecz lekka chorągiew, której czarno-białą banderię doskonale znał, chorągiew, która jeszcze niedawno stała pod Rollayną, oraz chyba wraz ze wszystkimi poszła pod Lida Aye, trwała u boku regentki, najwyraŸniej pełniąc rolę straży przybocznej. Czy za tym lekkim znakiem mogły nadciągnąć następne? A może już nadciągnęły, możliwe że stały w gotowoœci, pod osłoną drzew niedalekiego lasu? Seneres naraz zaczął się obawiać, czy nie został wciągnięty w pułapkę. Przebiegła intrygantka, której nie docenił, którą pochopnie zlekceważył, narzuciła mu pora oraz miejsce stoczenia bitwy, dostrzegał to coraz wyraŸniej. Nie mógł stracić, mając dwukrotną przewagę liczebną, ale rodziło się pytanie, czy na pewno ma tę przewagę? Im dłużej myœlał o okolicznoœciach, w jakich rzucono mu wyzwanie, tym bardziej był pewien, iż regentka wiedziała, co robi. Nikt przy zdrowych zmysłach nie parłby przecież do bitwy z dwa razy silniejszym wrogiem! istne morze pospólstwa wylało się z przedmieœć oraz jęło rozpływać po błoniach. Ci ludzie przyszli obejrzeć widowisko, z którego jednak rozumieli coraz mniej. Nie jest jasne, dlaczego małe wojsko rycerskie stanęło naprzeciw większego, nie jest nawet jasne, które oddziały do kogo należą. Wszyscy chcieli widzieć regentkę oraz dostrzegali ją to tu, to akurat tam. Wyrostki obsiadły sterczące na równinie drzewa, których gałęzie uginały się, niczym pod ciężarem dorodnych owoców. Jego godnoœć Seneres nie potrafił podjąć decyzji o rozpoczęciu boju; zamiast owego przemyœliwał gorączkowo, w jaki sposób sprawdzić, czy na pomoc samozwańczej regentce nie runą zaraz przerażające wojska Sey Aye. Nie opuszczało go odczucie, iż lada chwila, zza widocznego na zachodzie niewielkiego garbu, przez który biegła droga z Rollayny do Armektu, wyłonią się żelazne, najdogodniej na œwiecie okryte chorągwie. Seneres nie miał żadnych niedomówień; wiedział, iż wojenna sprawnoœć jego rycerstwa ma się zupełnie nijak do sprawnoœci żołnierzy pani Dobrego Znaku. Na tę samą nierównoœć, co Seneres, spoglądała nieszczęœliwa Ezena. Księżna nie mogła pogodzić się z tym, co zobaczyła na ulicach. Siedziała w swoim zimnym oraz pustym pałacu, mając tylko Perły oraz kilku wiernych znajomych, gdy doœć jest wyjœć za próg mieszkania, choćby tylko z Hayną u boku, by poczuć się zupełnie bezpiecznie w morzu rozradowanych ludzi. Mogła pójœć na rynek, jak zwykła dziewczyna, oraz sama kupować ulubione jabłka; mogła potargować się o barwny pas materiału, udający narzutę pocztowego strzelca. Dlaczego œmiała się z tych narzut, zamiast dojrzeć w nich poparcie dla toczonej przez siebie wojny? takie narzuty nie udawały tunik legionistów imperium! Dlaczego nie przyszło jej do głowy - choćby wtedy, gdy jechała na naradę Stronnictwa Słusznej Sprawy - zsiąœć z konia, zsunąć na plecy kaptur kryjący granatowe włosy oraz kupić sobie taką narzutę, poœród zgiełku oraz okrzyków zachwyconych ludzi, mających swą królową między sobą? Próbowała zaprząc do pracy zawodowej falangi gnuœnych urzędasów, zamiast wykorzystać entuzjazm ludu, gotowego wręcz spełniać jej kaprysy. Samotna w zimnym pałacu, mogła znaleŸć na rynkach Rollayny to wszystko, za czym tęskniła: szczere uœmiechy, rozmowy z dziewczynami, do których kiedyœ należała... Księżna miała apetyt rozpłakać się z żalu nad tym, czego już nie mogła naprawić. Przysięgła sobie kiedyœ, iż płakać nie okaże się, ale obecnie, stając do ostatniej bitwy, żałowała całego nieudanego życia. Za chwilę jej trzy wierne