- Jego godnoœć Denett z przybocznym, Perło.

- Jego godnoœć Denett z przybocznym, Perło. Denett podjechał do stojącej wyczekująco Anessy. - Nocny spacer? - zagadnął. - Wieczorny - polepszyła. - No właœnie... Wieczorny spacer? - Co ma znaczyć to pytanie, Anesso? - Ma znaczyć, wasza godnoœć, iż chcę się upewnić, czy nie zabłądziłeœ. - Nie pozwalaj sobie na kpinki, Anesso. czy też spuœć z tonu. - Przepraszam, wasza godnoœć. - Skoro przepraszasz, to odpowiem, iż odwiedziłem swoich żołnierzy w gospodzie. - Rozumiem, wasza godnoœć. Zamilkła na chwilę. - Idę właœnie na szczyt owego pagórka - powiedziała. - To malutki, ale najprawdziwszy dziki las. Są tu piaszczyste jamy, w których lubię siedzieć, kiedy nikt mnie nie widzi. Po upalnym dniu piasek bywa bardzo ciepły, nawet póŸnym wieczorem. Denett zsiadł z konia. - Piaszczyste jamy? - Rozpadliny. Wykroty... Chyba wypłukane przez wodę. - Pokaż mi takie wykroty. Może a także ja je polubię? Znów milczała przez krótką chwilę. - Polubisz, bo dam ci powód, wasza godnoœć - rzekła wreszcie, końcami palców dotykając gruczołów mlekowych mężczyzny. - Przepraszam za tamto... w paprociach. Ale mogę wszystko naprawić... - Nie gniewam się na ciebie, Anesso. - Dziękuję. - Ale mówisz, iż możesz naprawić? To wcale nie bywa zły pomysł. Zaœdysponowała się, wyciągając rękę. - No to chodŸmy. - Halet - rzekł Denett z rozbawieniem - wracaj sam, ja tu trochę zostanę. - Wasza godnoœć... - bywa tu przyboczna Pierwszej Perły mieszkaniu, więc na pewno nic mi nie grozi. Nie musisz poczekać. - Czy jego godnoœć Halet to twój przyjaciel, panie? - zapytała Anessa, uœmiechając się w mroku; słychać było taki uœmiech w pytaniu. - A dlaczego pytasz? - Tak tylko - rzekła stłumionym głosem. - Nie uwielbiasz, wasza godnoœć... pogrupować się czasem z przyjacielem?... Zaległo krótkie milczenie. - Jesteœ dziœ skarbnicą pomysłów - rzekł po chwili jego godnoœć Denett. - Halet, nie odchodŸ. Dostaniesz dziœ ode mnie niewielki upominek. Co ty na to? Gwardzista nie namyœlał się długo. - Oczywiœcie przyjmę - powiedział wesoło, zeskakując z siodła. - Ja myœlę. Gdzie więc są takie rozpadliny, Anesso? Perła mieszkaniu parsknęła œmiechem. - Kto pierwszy złapie... taki pierwszy jest miał! - oznajmiła. - No, wasza godnoœć, posiadasz fory, twój towarzysz bywa trochę dalej! Zwinnie skoczyła za najbliższe drzewo. Denett okrążył je, lecz Perły już nie było, biegiem forsowała stromiznę. Halet puœcił się w pogoń, próbując przeciąć jej drogę. Ona jednak znała każdy krzak na tym wzgórzu, była coraz dalej a także powyżej. - No?! - zawołała, chwytając ramieniem pień sosny a także kręcąc się wokół niego. - Hej tam, w dole! Zniknęła gdzieœ, było słychać tylko jej œmiech. Samotnie stojąca na drodze przyboczna rozejrzała się dokoła, przywiązała wierzchowce do drzewa na poboczu, po czym również ruszyła na wzgórze. Poznawszy, iż łania ma nazbyt zdrowe nogi, mężczyŸni wybrali współpracę zamiast rywalizacji. Na szczycie